Studenckie Wakacje – Rumunia 1981
Był rok 1981. W Polsce przeżywaliśmy chwilową radość pozornej demokracji, ale również totalny kryzys ekonomiczny. To nie był jeszcze czas nawet marzeń o otwartych granicach i swobody podróżowania po całej Europie i Świecie.
Zaprzyjaźnione Demoludy nieprzyjaźnie patrzyły na nasze próby wyjścia z radzieckiego gorsetu, a nasi obywatele wszędzie byli traktowani jako forpoczty potencjalnej kontrrewolucji i było w tym dużo prawdy. Ale jeździliśmy namiętnie za granicę, a główne kierunki to NRD, Bułgaria, Węgry. Z reguły mniej turystycznie a bardziej handlowo.
Moja i moich przyjaciół miłość do gór skierowała nas do chyba najbardziej ortodoksyjnego baraku w obozie czyli do Rumuni. Ale byliśmy młodzi i takie wyzwania nas ewidentnie podkręcały.
Wyjechać wtedy nie było aż tak trudno, gorzej było ze zdobyciem waluty wybranego kraju, a Rumunia to już dla wszystkich spora abstrakcja.
I tu kłaniał się niezastąpiony Almatur. Wtedy jeszcze bez jakichś większych znajomości udało się zorganizować tzw. obóz wędrowny.
Paszportów nie potrzebowaliśmy, bo zastępowały je pieczątki w dowodzie, a kantor Książeczka Walutowa oraz zmysł handlowy.
Znajomi polecili, że warto wybrać się w Bucegi i Fagaras, wspaniałe góry w środkowych Karpatach przypominające nasze Tatry. Przygotowanie logistyczne takiej wyprawy, to dopiero było wyzwanie. Po mapy wybraliśmy się do księgarni w Berlinie, bo u nas to można było tylko pomarzyć, a internet w tamtym czasie to może testowali amerykańscy wojskowi. Z prowiantem był problem, bo sklepy puste, za papierosami kilometrowe kolejki no ale jakoś się udało. Poza tym wszyscy zaopatrzyliśmy się w zakupione na Turzynie okulary przeciwsłoneczne oraz radyjka tranzystorowe i perfumy w wiadomym celu. Nie wiedzieliśmy co nas spotka w rumuńskich sklepach, bo wiadomości docierały sprzeczne. Jechaliśmy na prowincję a nie do stolicy, a to zasadnicza różnica.
Wyjechaliśmy pociągiem relacji Szczecin-Burgas (był taki). Dwa dni jazdy, trzy granice po drodze, upał uff… ale jakoś do Sinai, która była naszą stacją docelową wszyscy wytrzeźwieli. Sinaia została wybrana nieprzypadkowo, ponieważ stąd można było stosunkowo wysoko wjechać kolejką linową. Przyjechaliśmy w nocy i poszliśmy na rekonesans szukać jej dolnej stacji i tu po drodze pierwsze rumuńskie zaskoczenie. Przechodząc obok wielkiego płotu z krzaków wyszedł żołnierz i kazał nam natychmiast odejść. Potem okazało się, że za płotem była w starym przepięknym królewskim zamku kolejna rezydencja Słońca Karpat Nicolae Ceausescu. W większych miastach Sekretarz Generalny czujnym plakatowym okiem zerkał na nas i pozdrawiał z co drugiego płotu, ale czym wyżej tym jakoś gościa było mniej.
Bucegi to wspaniałe góry w stylu naszych Tatr Zachodnich. W tamtych czasach w niewielkim stopniu zagospodarowane i puste, ale całkiem przyzwoicie oznakowane.
Po udanych transakcjach handlowych, które zdecydowanie poprawiły nasz budżet musiałem pojechać do Bukaresztu, spotkać się z rezydentem Almaturu i w jedynym w całej Rumunii banku wymienić vouchery (czeki podróżne) na realną walutę. Wyjazd się przedłużył, bo bank czynny krótko, ale dzięki temu zwiedziłem piękny Bukareszt jeszcze przed katastrofalną przebudową centrum wg pomysłu Ceausescu.
Po Rumunii kilka razy przemieszczaliśmy się pociągami. Wagony standardowe, przypominające nasze, ale w każdym dalekobieżnym był restauracyjny. Żarcie tanie i całkiem niezłe. W ogóle kuchnia rumuńska to dużo dobrej baraniny i mamałyga (puree z kukurydzy) plus surówki (koniecznie z ostrą marynowaną papryką), wspaniała rumuńska śliwowica czyli Tuica i do tego o połowę tańsza niż w Polsce, całkiem przyzwoite piwa, a dla smakoszy wspaniałe i super tanie wina. A wracając do pociągów to zaskoczyła nas ich punktualność. Rozkłady jazdy były tak skonstruowane, że miały bardzo długie postoje na stacjach. Pociąg prawie zawsze przyjeżdżał spóźniony, ale odjeżdżał punktualnie. Dobre!
Góry Fagaras to wtedy kompletnie dziki i prawie nieuczęszczany zakątek Sudetów przypominający nasze Tatry Wysokie. Niektóre szlaki o poziomie trudności naszej Orlej Perci, a biwaki to tak jak byśmy się rozbili na Kasprowym Wierchu, w Dolinie Pięciu Stawów, czy na przełęczy Krzyżne i nikogo wokoło. Wędrówka to wspaniała uczta dla oczu, węchu i słuchu, ale też niezłe wyzwanie dla płuc i nóg szczególnie, że plecak ważył średnio 35 kg (trochę ciuchów, namioty, śpiwory, karimaty, kuchenki plus benzyna no i prowiant), a przejścia między kolejnymi biwakami często 12 godzinne. Góry w których prawie w ogóle nie było caban czyli schronisk, jedynie refugi a więc puste szałasy drewniane lub metalowe w kształcie półbeczek.
Tutaj też skorzystaliśmy z kolejki linowej nad Trasą Transfagaraską. To wspaniała, bardzo śmiało, w stylu himalajskim poprowadzona droga na przełęcz pomiędzy najwyższymi szczytami Moldoveanu i Negoiu, czynna tylko od kwietnia do września. Aby dostać się w serce gór, to do dolnej stacji kolejki trzeba było dojechać stopem. Nam się trafiła klasyczna ciężarówka, ale jazdę na pace będę pamiętał do końca życia. Skrzynia zapewne nie była sztywno dokręcona do ramy auta co powodowało, że na każdym zakręcie przesuwała się to w prawo, to w lewo z całą swoją zawartością czyli z nami. Auto jechało stosunkowo wolno, bo pod górę, ale przepaście wokół robiły coraz większe wrażenie. A myśmy tylko czekali… Uff…. Nie muszę chyba pisać co przeżyliśmy, kiedy po kilku dniach zobaczyliśmy, że ta sama ciężarówka ma nas zwieźć na dół.
Kiedy już dojechaliśmy na górę i wysiedliśmy z kolejki przed nami ukazał się przepyszny widok. Wspaniałe skaliste szczyty i na wysokości 2034m polodowcowe jezioro, na środku którego na małej wyspie połączonej groblą z lądem znajdowało się schronisko a do tego wspólna biesiada z rumuńskimi turystami przy domowej Tuice Coś wspaniałego.
Rumunia to w ogóle wspaniały kraj.
Ludzie na prowincji, w górach zachowali swoją niespotykaną i wspaniałą kulturę. Byli bardzo otwarci, ciekawi świata, bardzo chętni do pomocy. Jedyny problem to bariera językowa, bo rumuński to język z grupy romańskiej, ale jakoś daliśmy sobie radę.
Wspaniałe studenckie wakacje. Za rok Rumunia 1982
Jacek Kozłowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz