czwartek, 26 września 2013

W jednej ławce z terrorystą




         W 1984 jako młody wiceszef Rady Okręgowej ZSP postanowiłem wzorem wielu innych działaczy podnieść swoje morale ideologiczne i udać się na doszkolenie (chociaż w kraju nikt mnie nie przeszkolił w zakresie podstawowym) o razu na szczyty, czyli do Wyższej Szkoły Komsomołu w Moskwie.  Byliśmy pierwszą grupą z Polski,  która pojechała do Wielkiego Brata po stanie wojennym. Był listopad i temperatury w okolicach -20 C.
        Jak pamiętacie w tamtych czasach legalnie działały u nas cztery związki młodzieży: ZSMP, ZMW, ZHP i nasze ZSP. Dla radzieckich (tak w żargonie mówiliśmy o działaczach leninowskiego KOMSOMOŁU) taka struktura ruchu młodzieżowego to relikt kapitalizmu i polskich ideologicznych wypaczeń. W innych krajach obowiązywał radziecki model jedynej słusznej organizacji i aby jako tako dostosować się do tych standardów postanowiono u nas powołać Komisję ds. Wspólnych Kontaktów Międzynarodowych. Szefowanie w Komisji było rotacyjne i tak się złożyło, że to ZSP przewodniczyło w czasie mojego wyjazdu.
         W ZSP toczyła się w tym czasie Kampania sprawozdawczo-wyborcza a więc co znaczniejsi działacze dbając o swoje organizacyjne kariery odpuścili sobie ten wyjazd. Ja obgadałem swoje kandydowanie z kolegami z Politechniki (dzięki koledzy!) i mogłem sobie pozwolić na dodatkową edukację.
         Przez pierwszy tydzień całej 110 osobowej grupie przewodził jeden z członków Komitetu Wykonawczego Rady Naczelnej, ale po tygodniu na kilka dni wyjechał do Warszawy i przekazał mi szefowanie.  Radzieccy nie pozwolili jemu na powrót i w ten oto sposób będąc pierwszy raz w życiu w ZSRR, kompletnie bez żadnego doświadczenia, szczególnie dyplomatycznego zostałem szefem największej grupy zagranicznej w tej prestiżowej Uczelni.
         WKSz-a była elitarną uczelnią, na której szkolono ideologicznie przyszłe kadry kierownicze KOMSOMOŁ-u i Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Edukowali się tam również studenci studiów stacjonarnych z Polski, którzy wiele mi pomogli w zrozumieniu  panujących tam zwyczajów. Uczyli się tam również przedstawiciele ponad stu krajów z całego świata. Większość z nich  przyjeżdżała legalnie ale była też spora część  młodzieży przemycanej pod fałszywymi paszportami z krajów ortodoksyjnie antykomunistycznych. Byli oni przygotowywani ideologicznie do podjęcia walki a potem przejęcia władzy w tych krajach.  Często w nocy słyszeliśmy dziwne podziemne huki. Podejrzewaliśmy, że to postępowa młodzież miała również zajęcia praktyczne. Dzisiaj takich gości nazywa się terrorystami, ale wtedy to byli bojownicy o wolność i demokrację.
         Wykładowcy to była elita radzieckiej kadry naukowej dla których myśli, przesłania, sny i proroctwa Wielkiego Wodza tow. Lenina nie miały żadnych tajemnic. I tak przyszło mi zmierzyć się z wielką ideologią i szarą radziecką rzeczywistością.
        Szkoła znajdowała się na obrzeżach Moskwy niedaleko stacji metra. Była to zabudowa z czasów międzywojennych (tam mieszkaliśmy) pomieszana z super nowoczesnymi  budynkami dydaktycznymi. Teren był otoczony wysokim murem i pilnowany przez  KGB. Dostanie się tam bez specjalnej przepustki było niemożliwe. Myśmy mogli wychodzić dopiero po zajęciach, ale jak się domyślacie dla Polaka nie był to większy problem. Nasza ekipa składała się z części która była zainteresowana treścią wykładów, części handlowej która wykorzystując ponadprzeciętny charakter grupy postanowiła poprawić aprowizację  ludu moskiewskiego oraz większości, która po prostu potraktowała wyjazd turystycznie.
           I oczywiście poznaliśmy turystyczne walory Moskwy. Plac Czerwony z mauzoleum Wodza a za nim mur  z  pomniejszymi wodzuniami, Kreml, Teatr Balszoj, Galerie Sztuki, Metro, ówczesne centra handlowe CUM i GUM itp. Jako grupa uprzywilejowana wszystko zwiedzaliśmy  z najlepszymi przewodnikami i oczywiście bez kolejek. W ramach tego pobytu byliśmy również w Jarosławiu nad Wołgą ale to już odrębna historia
          Ja natychmiast po niespodziewanym awansie zostałem zaproszony do Polskiej ambasady po cenne wskazówki. Poinstruowano mnie kto naprawdę jest ważny w tej szkole a był nim mój oficjalny opiekun, docent jednego z wydziałów, dowiedziałem się, że pokoje zapewne są podsłuchiwane, w jakie rejony Moskwy lepiej się nie zapuszczać oraz wyposażono mnie w stosowną ilość polskiej gorzały do celów reprezentacyjnych.
        A okazji do reprezentowania było bez liku. Statystycznie, jeżeli w szkole było ponad sto nacji,  a często z jednego kraju, reprezentanci kilku organizacji to prawie codziennie obywała się jakaś uroczystość. A to święto narodowe, a to uroczystość partyjna z okazji …, a to urodziny krajowego wodza …itp.  My oczywiście jako przedstawiciele postępowej młodzieży europejskiej musieliśmy być wszędzie reprezentowani. Prawie codziennie kilka toastów, przemówień a wszystko w stylu radzieckim czyli tekst ku chwale, za zdrowie i po stakańczyku. Przy tak pozornie uroczym spędzaniu wielu wieczorów musiałem wykazać się prawdziwie dyplomatycznym wyczuciem. Okazało się, że było wiele organizacji, które były wspierane przez ZSRR a myśmy z nimi nie utrzymywali kontaktów. Często trzeba było pod jakimś mało prawdopodobnym pozorem odmawiać zaproszeń
        Uff to były ciężkie czasy dla wątroby ale przynajmniej wreszcie nauczyłem się rosyjskiego bo jakoś w naszych szkołach nie było motywacji.

        Dyplomacja radziecka do tej pory jest uznawana za najlepszą na świecie i trzeba było przynajmniej do niej dorównać. Pomimo kompletnego braku doświadczenia starałem się przejąć jej najlepsze wzorce.
(o szczegółach napiszę następnym razem)

Jacek Kozłowski



Brak komentarzy: